poniedziałek, 9 lutego 2009

Kronika Kacpra

http://kacperkowalski.blogspot.com/

dodana do linków w prawym menu

Na miejscu

Kacpra sprzęt jednak doleciał razem z nami - i to jest bardzo dobra
informacja. Nadzieja pojawiła się jeszcze w Bangkoku - pani sprawdziła w
kompie i powiedziała, że plecor JEST w samolocie. A miał nie być.
Później poszło jak po maśle. Spotkaliśmy się w Sydney zgodnie z planem.
Później 45 minut małym śmigłowym Dashem i lądujemy w Tamworth. 37st.
Teoretycznie. Bo skwar jak w piekarniku. Na ulicy termometr pokazywał
41-43st.

Samochody nam pochrzanili i okazało się, że jedna rezerwacja została
anulowana więc wzięliśmy mniejszy i pan ma zorganizować na środę ten,
który miał być. Nikt nie potrafi wytłumaczyć jak to się stało, że akurat
ten samochód wcięło.

Potem okazało się, że Godfreyowi pozajączkowały się daty i nie mamy
gdzie spać (znaczy mamy ale trwało to trochę zanim się poogarnialiśmy).
W efekcie część grupy zdecydowała się na hotel w Manilli.

A o 18 wturlaliśmy się na górę i zaliczyliśmy trochę żagielka. Jutro ma
być zmiana pogody, z 40 na 30st ;-)

No, a Fiemski marudzi, że nie chce mu się nic pisać. To piszę ja. Fakt -
mamy dosyć i trzeba się przespać bo jutro mimo ochłodzenia ma być latanie.